- Daj spokój misiu, wezmę Weronikę i damy radę - cmoknęłam go w usta. - Jedziemy tylko wybrać jej sukienkę - dodałam. - No okej, tylko masz na siebie uważać. - Tak jest - zasalutowałam. - Jak zawsze. Razem z młodą udałyśmy się do jednego ze sklepów w Częstochowie. Miła pani ekspedientka i równie miły ochroniarz, przywitali nas z uśmiechem. Zaczęłyśmy przeglądać sukienki. - Gosia ja muszę do łazienki - odezwała się Werka. - Mhym, poczekaj. Przepraszam, gdzie jest toaleta? - Prosto i w lewo. Nie myśląc, wiele ruszyłyśmy tam, gdzie król chodzi piechotą. Weronika weszła do jednej z kabin, a ja czekałam na nią, gdy usłyszałam dziwne głosy. - Dawaj hajs i na ziemię! - To na pewno mężczyzna. - Na ziemię, bo Was zajebiemy! - Kolejny męski głos. Właśnie wtedy wyszła Weronika i ruszyła do wyjścia, złapałam ją za rękę. - Co jest? - Słuchaj. Dziewczyna zaczęła słuchać i szybko zrozumiała. - Gosia, co robimy? Jak na złość w głowie nie miałam żadnych pomysłów, nic, zero,...