Zegar tyka

Siedziałam na łóżku i piłam herbatę, gdy do pokoju weszła Weronika.
- Gosia pomóż - jęknęła, rzucając zeszytem z technologii gastronomicznej na stolik.
- Co tam masz? - zapytałam, biorąc zeszyt.
- To - wskazała na zadanie.
- Przecież robiłam to z Tobą z milion razy.
- Nie umiem. Wrrrr - jęknęła.
Przeczesałam włosy ręką i wskazałam na łóżko.
- Siadaj - uśmiechnęłam się, a dziewczyna usiadła. - Zobacz masz podane już na pięć porcji, a ma być ich dwadzieścia, czyli co robimy? - pytam.
- No mnożymy.
- To potem, a na początku?
- Nie wiem.
- A jeśli dam Ci jabłko i  powiem, żebyś je podzieliła to podzielisz prawda?
- No tak.
- I każdy dostanie? 
- Tak, bo podzieliłam. Czyli, że tu trzeba najpierw podzielić na pięć - rzekła, a ja się uśmiechnęłam.
- Tak, to dziel młoda - powiedziałam, a ta zabrała się do pracy. Patrzyłam jak ochoczo rozwiązuje zadanie.
- Gotowe, a teraz co?
- Teraz to co mówiłaś na początku - wyjaśniłam i po dłuższej chwili zadanie było zrobione.
Szczerze byłam z siebie dumna, że w końcu udało mi się to jej wytłumaczyć. Po niedługiej chwili do pokoju wszedł Sebastian i dał mi buziaka.
- Werka nie męcz Gosi, jest w ciąży. 
- Misiek spokojnie, to dopiero trzeci miesiąc - uspokoiłam go.
- Ja wiem, ale no w końcu nam się udało i będziemy rodziną - zaczął głaskać mój brzuszek.
- Ja też chcę dotknąć - odezwała się Weronika, a ja skinęłam głową. Po chwili oboje masowali mój brzuch. 
Mimo wszystko, z moją rodziną utrzymuję kontakt, rodzice będą dziadkami, a mój brat wujkiem, są szczęśliwi. Niedługo później rozbrzmiał mój telefon, chwyciłam za urządzenie i zerknęłam na wyświetlacz „Tomek-brat🤚” bez namysłu odebrałam.
- Hej, co tam?
- Siostra! Rodzice są w szpitalu!
- Co się stało? - zapytałam
- No, bo tamte przyjechały zagarniać majątek i tata się wściekł, a potem jedna do nich strzeliła, a ja byłem na strychu - rozpłakał się.
- Młody, już nie płacz, jak chcesz to jedź do Nataszy i tam przeczekaj, ja z Sebastianem jutro będziemy.
- No coś Ty, jesteś w ciąży, siedź tam bo jesteś bezpieczna, ja przeczekam u Nataszy, jej rodzice się zgodzili.
- Okej, to jak będziesz u niej, daj znać, pa.
- Oki, pa.

*Sebastian*

Zerknąłem na Gosię i coś było nie tak.
- Wera zostawisz nas samych? - spojrzałem na siostrę.
- Muszę? Ja tak lubię Gosi brzuszek. 
- Chcę pobyć z Gosią sam na sam - powiedziałem, a moja siostra wyszła z pokoju. - Coś się stało?
- Moi rodzice są w szpitalu, bo ciotki do nich strzelały - rozpłakała się.
- Jak to?
- Przyjechały rabować, a tata się wkurzył i zaczęły strzelać - odparła, a ja ją przytuliłem.
- Tomek jedzie do Nataszy - dodała wtulając się.
- Kocham Cię miśka.
- Ja Ciebie też kocham bardzo mocno - cmoknęła moje usta, była moja, tylko moja, przy niej każdy dzień jest magiczny, choć zwyczajny tajemniczy. 
Pamiętam, gdy ją poznałem, była inna niż wszystkie, nie chciała forsy i fejmu, była słodka i urocza, a jednocześnie pewna siebie, to mnie w niej tak cholernie pociąga.
- Oj żono - powiedziałem.
- Cio mężu, idziemy na spacer? 
- W sumie to możemy, tylko ubierz się ciepło, żeby dzidzi nie zmarzło.
- Tak, tak.
I po dłuższej chwili ruszyliśmy na spacer, poszła z nami jeszcze Weronika i Dianka - nasz piesek.

*Gosia*

Po dwóch miesiącach, wracałam z Weroniką z Częstochowy, byliśmy na zakupach i rutynowych badaniach. Jednak czułam, że coś jest nie tak, jakby ktoś nas obserwował.
Postanowiłam to sprawdzić.
- Wercia, chodź do zdjęcia.
- Okej - zrobiłyśmy sobie selfie, a ja wysłałam je dziewczynie.
- Gosia, co to za auto za nami?
- Nie wiem, ale wyczuwam problemy.
Po chwili czarny bus zatrzymał się obok nas, a ja zostałam wyciągnięta do środka, przez dwóch mężczyzn, tylko krzyknęłam do Weroniki, żeby uciekała, a dalej pamiętam tylko, jak ktoś przykłada mi szmatę do ust i nosa, a potem nic, zero.
Po kilku godzinach obudziłam się przykuta do grzejnika, siedziałam na materacu w jakimś pokoju, moją uwagę przyciągnął zapach rezedy wonnej, był strasznie intensywny. Zaczęłam szarpać się i krzyczeć, gdy ktoś wszedł do pokoju od razu spojrzałam w kierunku drzwi. To była moja ciotka.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Taka gówniara, a taka wyszczekana - usiadła na przeciwko mnie. - To jak się, żyje z majątkiem? -zapytała.
- Taka stara, a taka głupia, że nie wie, żeby nie wpierdzielać się, gdzie nie brak.
- Och wiesz, że szkoda by było, gdybyś poroniła lub coś się stało dziecku - spojrzała na mnie, a mnie przeszły dreszcze, osłoniłam brzuszek ręką i podkuliłam nogi.
- Zrobisz coś mojemu i Sebastiana dziecku, a pożałujesz. Obiecuję - syknęłam, a ona wyszła.
Zaczęłam rozglądać się za czymś, by się uwolnić, gdy zobaczyłam kluczyk, moje serce napawało się radością, pozostawało pytanie jak go sięgnąć? Ręką nie dam rady, więc nogą. Po kilku chwilach gimnastyki kluczyk znajdował się w mojej dłoni, a ja rozpinałam kajdanki. Nie myśląc wiele ruszyłam do drzwi. Zamknięte. No tak, gdyby były otwarte, byłoby zbyt pięknie. Ale jest okno, nie zastanawiając się, stało się ono moją drogą ucieczki. Ruszyłam do bramy rozglądając się, czy nikogo nie ma. W ostatniej chwili uniknęłam wzroku Julii - jednej z moich sióstr ciotecznych. Po wyjściu z posesji szybkim krokiem ruszyłam przed siebie.
- Tam jest, Alan łap ją! 
Szlag, muszę się schować. Gdy dostrzegłam znak z napisem „Miedźno”, wiedziałam, gdzie szukać ratunku i w przeciągu chwili waliłam w drzwi domu babci Sebastiana.
- Gosieńka, Ty tu? - zapytała kobieta z zaskoczeniem. -Wchodź dziecko drogie. 
Weszłam do domu, a kobieta zamknęła drzwi.
- Siadaj, siadaj, zrobię Ci herbaty - rzekła, a ja usiadłam. Po chwili piłyśmy już ciepłą herbatę. -To słucham? 
- Zostałam porwana - na te słowa kobieta prawie zakrztusiła się bursztynowym płynem.
- Zrobili Ci coś? Nic Cię nie boli? Jak z dzieckiem? - zasypała mnie pytaniami.
- Poza strachem jest dobrze - zacisnęłam dłonie w pięści, gdy zobaczyłam w oknie Alana. - On mnie porwał, nie otwiera mu Pani.
- Mam pomysł. Schowaj się tutaj.
Otworzyła drzwi dębowej szafy stojącej w rogu, a ja weszłam do środka, kobieta zamknęła drzwi szafy zostawiając niewielką szparę, bym widziała sytuację.
Ruszyła do drzwi wejściowych.
- Słucham? - zapytała, otwierając je.
- Gdzie ona jest? - głos Alana był poważny.
- Ale kto?
- Ta mała smarkula.
- Nikogo tu nie ma.
- Zaraz to sprawdzę. 
Alan na chama wszedł do domu pani Irenki i zaczął łazić po pokojach, jakby był u siebie.
- Halo, halo młody człowieku. Albo stąd wyjdziesz, albo postraszę Cię moim pieskiem.
- Starsza pani da Yorkowi spokój.
- Ja bym tego Yorkiem nie nazwała. Puszek do nogi - zawołała, a z drugiego pokoju przyleciał owczarek niemiecki, który był w bojowym nastroju.
- To bydle ma na imię Puszek? - zapytał Alan.
- Oj, chyba nie zdążysz poznać odpowiedzi, Puszek bierz go. 
Na te słowa pies ruszył w stronę Alana, a ten uciekł. Pani Irenka zawołała psa, zamknęła drzwi na klucz i otworzyła szafę, a ja wyszłam. Puszek od razu do mnie podszedł, a ja pogłaskałam go po głowie.
- No dzień dobry, bohaterze - powiedziałam i usiadłam na kanapę, pies zajął miejsce obok moich nóg.

*Sebastian* 

Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju
- Wera widziałaś coś poza tym? Jak mogłaś do tego dopuścić?! - zapytałem rozżalony.
- Gosia kazała mi uciekać, też się o nią boję.
- Ja też jak cholera - po tych słowach do pokoju weszła mama.
- Gosia jest u babci Irenki - oznajmiła.
- To jedziemy.
Mój tata wziął kluczyki i ruszyliśmy na miejsce.
- Cześć babciu gdzie Gosia? - zapytałem.
- Cześć, w salonie wchodź.
Gdy wszedłem do salonu i ujrzałem mojego skarba, odetchnąłem z ulgą.
Od razu podeszła i mocno się wtuliła.
- Jestem już - szepnąłem, obejmując ją.
- Wszystko ok?
- Mhym.
- I tak pojedziemy do szpitala na wszelki wypadek.
- Nie trzeba misiu, ja chce już do domu.
- Trzeba, trzeba, muszę wiedzieć jak nasze dzidzi - oznajmiłem.
Po badaniach pojechaliśmy na policję, gdzie chyba ze cztery godziny przesłuchiwali Gosię. Była tak zmęczona, że usnęła w drodze powrotnej, a ja nie chciałem jej budzić, więc wniosłem ją do domu i zaniosłem do siebie. Położyłem ją na łóżku, a sam położyłem się obok. Po chwili do pokoju weszła Weronika.
- Gosia...
- Śpi, cicho - powiedziałem, a moja siostra wyszła.
Leżąc przy niej, zastanawiałem się jak mogłem do tego dopuścić. Jej życie wisiało na włosku, ale jaka cwaniara z niej, no no, po paru minutach  sam usnąłem.

*Gosia*

Trwa właśnie rozprawa sądowa przeciwko moim ciotkom, jakby było mało do porodu mam tydzień, a maleństwo chyba zaczyna wychodzić na świat.
- Pani adwokat... Rodzę! 
Potem było już szybko, pogotowie, szpital i poród, w końcu do sali wszedł Sebastian i się wzruszył.
- Są i moje dziewczyny! - oznajmił wesoło, kiedy trzymałam na rękach małą Karinkę.
Od tego wszystkiego minęło pięć lat, siedzimy właśnie z Sebastianem i oglądamy  bajki, gdy mała weszła na kolana Sebastiana.
- Mamusiu, tatusiu chcę mieć siostrzyczkę. -oznajmiła.
- A nie braciszka? - zapytał Sebastian.
- Nee, siostrzyczkę, Nadusię - rzekła.
- W kogo to takie uparte? - zapytał mój mąż.
- Ty się jeszcze pytasz? Jasne, że w Ciebie. -odpowiedziałam i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.


Gwiazdeczka Gosia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Półtora roku razem

"Afekt" Remigiusz Mróz

Poeci też... lenie