Świąteczne opowiadanie #1
Siedzę sobie spokojnie w pokoju i popijam gorącą czekoladę. Właśnie zaczął się okres świąt Bożego Narodzenia i słyszę, jak rodzina krząta się po domu, czyszcząc dom, aby lśnił. Nigdy nie widziałam sensu robienia totalnych porządków na święta. No bo przecież nawet sam Jezus urodził się w ubogiej stajni, no a tam raczej nie było luksusów i lśniących podłóg. Fakt, co roku chętnie pomagałam rodzicom w Tych przygotowaniach i nawet to lubiłam. Pieczenie i dekorowanie pierniczków, robienie makowca, ugniatanie ciasta na makaron, czy nawet mieszanie barszczu w garnku sprawiało mi nie lada szczęście. Jednak w tym roku kompletnie nic nie sprawia mi tej przysłowiowej „radości ze świąt”. Nie widzę już radości w ubieraniu choinki, powieszaniu lampek na płocie czy słuchaniu opowiadań taty, jak to on zawsze oczekiwał na wjazd karpia na stół, gdy był dzieckiem.
Aktualnie zupełnie nic mnie nie cieszy. Mój dzień to czysta rutyna i dodatkowo płacz. Nie wiem, jak zniosę uśmiechnięte twarze moje rodziny, życzące mi wszystkiego, co najlepsze. Rozumiem, że to życzliwość i tradycja składania sobie życzeń, ale ja najchętniej wymiksowałabym się z całej tej wigilii. Nie mam zupełnie ochoty na pytania rodziny o chłopaka, szkołę a przy okazji szydercze spojrzenia kuzynek, które starają się jak najbardziej uprzykrzyć mi życie. Tak, to prawda, z rodziną najlepiej to na zdjęciu, bo na pewno moja rodzina nie wygląda tak cukierkowo w rzeczywistości.
Siedząc na łóżku, wpatruję się mgliście w daleki kąt pokoju, a myślami wracam do tego feralnego dnia, kiedy to mój chłopak, z którym byłam ponad dziesięć lat, postanowił ze mną zerwać. Chcąc nie chcąc oddałam mu pierścionek zaręczynowi i nie zamęczałam wiadomościami jak większość moich znajomych „Dlaczego tak się stało” lub „Co było przyczyną zerwania”. Owszem chciałabym wiedzieć, ale przecież ta wiedza nie sprawi, że poczuję się lepiej. Nadal będzie mi go brakować, był przecież nieodłączną częścią mnie przez całe liceum, studia a na dodatek cieszył się i smucił razem ze mną z moich porażek, jak i sukcesów na rynku pracy.
Dawniej ukojenie przynosiła mi wygrana kolejnej rozprawy sądowej z orzeczeniem o winie za rozpad małżeństwa, współmałżonka osoby, którą broniłam. Aktualnie już zupełnie nic nie sprawia mi radości. Podczas zerwania Maciek nie tylko zabrał z mojego życia siebie, ale również duży fragment mojego życia, zainteresowania, a na dodatek moją radość życia, której nigdy mi nie brakowało do grudnia 2020 roku. Aż dziwne, że jedna osoba może pozbawić nas tylko rzeczy w kilka sekund. Gdy wypowiada słowa „Musimy się rozstać”, rujnuje całe moje wyobraźnie przyszłego życia i zabiera stabilność życiową, o którą tak długo walczyłam.
W pewnym momencie z letargu wyrywa mnie głos mojej mamy, która uważa, że czas najwyższy posprzątać mój pokój, by wreszcie móc go odmalować i oddać w ręce najmłodszego brata. Faktycznie powinnam to zrobić, zawsze jak przyjeżdżam do rodziców, mam się za to zabrać, popakować pozostałe ubrania, książki i zdjęcia i zawieść je do mojego mieszkania, ale jakoś nigdy nie złożyło mi się mieć na to ochotę, a rodzice nie mieli z tym najmniejszego problemu. Teraz jednak Sebastian urósł i prowadzi poważne rozmowy, jak na dziesięciolatka, postanowili mnie do tego zmobilizować, a że jak co roku przyjeżdżam ponad tydzień przed świętami do domu rodzinnego, powinnam mieć już sporo rzeczy popakowane, skoro jestem już tutaj sześć dni. Problem w tym, że aktualnie moje siły i chęci są prawie zerowe. Wiem jednak, że muszę się za to zabrać, więc powoli wyczołguje się spod koca, który swoją drogą dostałam kiedyś od Maćka i aktualnie jest mi bardzo bliski, bo tylko on w jakiś sposób daje mi odczucie, że on gdzieś tutaj jest. Może nie myślami czy fizycznie, ale poprzez ten ciepły koc.
Jakie życie potrafi być przewrotne i w jednej chwili nasze szczęście może się rozpaść jak domek z kart, a nasza bańka, w której żyjemy przez wiele lat, pęka niepostrzeżenie, gdy najbardziej jej potrzebujemy. Tak samo jak z tym naszyjnikiem, tyle czasu go szukałam, a on leżał w miejscu, w którym na pewno nie spodziewałabym się go znaleźć. Strasznie rozpaczałam po tym jak go zgubiłam, ale po wielu tygodniach poszukiwania straciłam nadzieje na znalezienie. Myślałam, że odpiął mi się i spadł gdzieś, gdzie na pewno nie zauważyłabym jego braku, a okazuje się, że musiał spaść mi, gdy ostatni raz szukałam ważnych informacji odnośnie kodeksu rodzinnego, kilka dni przed przeprowadzką do wynajętego przeze mnie mieszkania.
Zapytacie pewnie, dlaczego nie przeprowadziłam się do chłopaka? Już odpowiadam! Maciej dostał szansę na rozwój i wyleciał na roczny kontrakt z firmą w Stanach Zjednoczonych. Utrzymywaliśmy stały kontakt, rozmowy video były tak długie, że czasem kończyliśmy rozmawiać po pięciu godzinach, a i tak nie wiedzieliśmy wszystkiego, co działo się przez cały dzień, na dodatek zmiana godzin robiła swoje, ale daliśmy radę. No ale jak widać nie do końca. Maciek wrócił właśnie 3 tygodnie temu, na początku zachowywał się w miarę normalnie, ale po pewnym czasie i pamiętnym dniu, kiedy to zerwał zaręczyny, zaczęłam się zastanawiać, czy ja tylko nie wyobrażałam sobie, że jest okej… Bo przecież w końcu miałam go przy sobie, a nie tysiące kilometrów stąd.
W pewnym momencie chciałam zabrać się za pakowanie starych albumów, ale niestety był to bardzo zły pomysł. Na moje nieszczęście otworzyłam album ze zdjęciami z Maciejem. W mojej głowie pojawiło się pytanie „Dlaczego akurat dzisiaj wszystko postanowiło się nasilić, jutro wigilia”. Jednak dobrze wiedziałam, że tak naprawdę żaden dzień nie byłby dobry na wspomnienia. Żaden dzień nie dałby mi ukojenia. Nie kiedy nie ma przy mnie miłości mojego życia. Pomimo wielkiego bólu, jaki mi towarzyszył, postanowiłam obejrzeć kilka zdjęć w albumie. Kilka przerodziło się w kilkanaście i kilkadziesiąt, a jedna samotna łza w potok łez. Zdjęcia z zakończenia liceum, zdjęcia ze stołówki na studiach, zdjęcia z wigilii spędzonej razem. Nie potrafiłam opanować łez. „Dlaczego przytrafiło to się akurat mi?” pytałam sama siebie w myślach i nie oczekiwałam odpowiedzi, wiedziałam, że jej nie dostanę. W chwili największego załamania przy oglądaniu zdjęć z naszych ostatnich wakacji, a zarazem czasu, w którym najwięcej rozmawialiśmy o przyszłości, ilości dzieci i marzeniach rzuciłam album z całej siły do pudła z innymi książkami i poszłam wziąć relaksującą kąpiel, chociaż wiedziałam, że mi nie pomoże, a zaraz po niej spać . Zasypiając ze łzami w oczach, miałam nadzieję, że to jedynie zły sen a ja zaraz się obudzę, a obok mnie leżeć będzie Maciej.
Budząc się rano, dochodzi do mnie, że to nie był sen, a wszystkie smutki nadal ze mną są. Słyszę krzyki rodziców i już wiem, że w kuchni zrobiło się gorąco. Mama pewnie jak zwykle od 26 lat goni tatę, że podjada smakołyki na wigilię, a tata krzyczy na braci, że mają wyłączyć konsolę i zacząć ubierać choinkę. Pewnie zaraz też pojawi się u mnie któreś z wyżej wymienionych osób z grymasem na twarzy, mówiąc mi, że nie ma wylegiwania się w łóżku, bo mamy mało czasu a wiele rzeczy do zrobienia.
Przez kolejne godziny ubieramy choinkę i dokańczamy potrawy wigilijne, żeby aktualnie witać wszystkich gości i zapraszać ich do jadalni na kompot z suszu. Po pewnym czasie, gdy wszyscy już są, zabieramy się za śpiewanie kolęd i składanie sobie życzeń. Po nich przepraszam wszystkich i pędzę do pokoju, bo wiem, że zaraz wszyscy zobaczą moje łzy, a tego bym nie chciała. Nie chce dać powodu mojej rodzinie do kolejnych pytań, a kuzynkom do szydzenia ze mnie. Niestety życzenia oraz pytania cioć „gdzie mój narzeczony?” powodują, że nie jestem w stanie pohamować słonych łez, więc wolę rozpłakać się w pokoju i nie psuć wigilii. Zresztą jakoś w tym roku potrawy mi nie smakowały, gdy próbowałam ich podczas przygotowywania.
Biorę telefon do ręki, aby przy okazji wysłać życzenia do znajomych. Przecież oni tym bardziej mają prawo być szczęśliwi w święta. A te życzenia pokażą im, że ich lubię i pamiętam o nich. Jednak zamiast tego na ekranie blokady pojawia mi się napis „Kochanie”. Szybko odblokowuję telefon i wchodzę w wiadomości, szukając tej najważniejszej.
„BRAKUJE MI CIEBIE, CHCĘ POSTARAĆ SIĘ WSZYSTKO NAPRAWIĆ. WYBACZ MI! WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANIE - TWÓJ MACIEK”
Na moment odbiera mi dech w piersiach. To najlepszy prezent, jaki mogłam sobie wymarzyć na święta. Co prawda nacierpiałam się, ale Maciek chce do mnie wrócić. Nie wiem jeszcze, z jakiego powodu ze mą zerwał, ale naprawdę cieszę się, że mam możliwość ponownego bycia razem z nim. Bycia po prostu szczęśliwą każdego nowego dnia.
Nie mija chwila, a ja wracam do rodziny zajadającej się przysmakami i z wielkim uśmiechem ponownie zasiadam do stołu i kontynuuję posiłek, rozmawiając z rodziną i śmiejąc się przy tym. Gdy rodzice pytają mnie, dlaczego jestem taka szczęśliwa odpowiadam jedynie, że dostałam najlepszy prezent na święta. Bo tak naprawdę wszystko to magia świąt, a jak każdy dobrze wie, w święta dzieją się naprawdę magiczne rzeczy.
Koniec!
My również życzymy wszystkim WESOŁYCH ŚWIĄT!
Gwiazdeczka Alicja
Komentarze
Prześlij komentarz